Andrzej Wolfarth portretuje Buicka Super 1952 (2006r.)
Był szary, pochmurny i nieco dżdżysty dzień, kiedy to wiosną 1999 roku pojechałem z moim kolegą Andrzejem obejrzeć parę samochodów. Była to niedziela, raczej nieszczególna, by zalśnić jakoś w pamięci mojego osobistego kalendarza.
Między innymi trafiliśmy na tego Buicka, którego czerwień zdawała się nam mówić "oddam Wam swojĄ duszę." Faktycznie, dusza nadwyrężona solidnie zębem czasu. Samochód już w niepamiętnych dla nas czasach był pacjentem u pewnego samochodowego kardiochirurga, który dokonał mu przeszczepu serca na inny bardziej ekonomiczny silniczek od Warszawy.
Od lat 80-tych niszczał niejeżdżony, aż wreszcie nabył go pewien pasjonat, któremu wtedy w niedzielę złożyliśmy wizytę. Od tej wizyty minął kawał czasu. Czy Buick ów przegrał walkę z Samotnością, tego nie wiem.