Michal Leśniewski portretuje Buicka Super 1949 (2003r.)
To miały być prawdziwe wakacje. Rowerowy wyjazd po zagubionych pod rosyjską granicą mazurskich szosach, oglądanie bunkrów, pałacyków i innych atrakcji regionu.
Majowy weekend zapowiadał się wyśmienicie. Po jednym z męczących podjazdów, pod samą granicą z obwodem kaliningradzkim, po polskiej stronie, oczywiście, mój wzrok przykuł odblask słońca w pobliżu starej stodoły.
Postanowiłem podjechać bliżej. Ku mojej radości, było to cielsko Buicka Super z 1949 roku.
Znalazłem gospodarza i zacząłem go wypytywać o ten niesamowity samochód.
Z tego, co powiedział trafił do Polski tuż po wojnie, być może w ramach UNRRy. Zapewne jeżdził nim jakiś dygnitarz, potem w miarę jak się zużywał, trafił w prywatne ręce - ojca gospodarza.
Samochód jeździł ponoć aż do połowy lat osiemdziesiątych, kiedy miał wypadek i wpadł na drzewo. Od tamtej chwili stał za stodołą.
Czas obszedł się z nim brutalnie - niewiele z niego zostało, co widać na zdjęciach.
Po rozmowie przyszedł czas na samo mięsko, a więc zdjęcia. Z zapartym tchem zrobiłem kilkanaście zdjęć.
Towarzyszyła mi w tym krowa pasąca się niedaleko, która ciekawie zerkała na dwunożnego, który obskakuje stertę złomu.
Kiedy po powrocie do domu puściłem zdjęcia w obieg, dostałem kilka pytań o ten samochód.
Kiedy przejeżdżałem tam w 2004 roku, samochodu już nie było.
Być może ktoś odkupił szczątki wielkiego Buicka, a być może stało się zgodnie ze słowami gospodarza i amerykański wieloryb trafił na złom...